piotryd piotryd
1846
BLOG

Nieszczęśliwy zbieg okoliczności?

piotryd piotryd Rozmaitości Obserwuj notkę 14

 

10 kwietnia 2010 roku samolot z Prezydentem RP rozbił się podczas podejścia do lądowania, blisko lotniska Smoleńsk – Północny. Do zdarzenia doszło o godzinie 8:41:06. W wypadku zginęły wszystkie osoby znajdujące się na pokładzie. Wg opublikowanego w styczniu 2011 roku raportu MAK katastrofa była następstwem błędów pilotów, a pośrednio przyczyniły się do niej naciski ze strony znajdującego się pod wpływem alkoholu polskiego generała. Obsługa naziemna nie ponosi żadnej odpowiedzialności, samolot był całkowicie sprawny, a lotnisko należycie przygotowane na przyjęcie polskiej delegacji. Polska opinia publiczna i część polityków, a przede wszystkim media powtarzają bezmyślnie te „rewelacyjne” ustalenia i konkluzje. Szeroko komentowane są m.in. kwestie związane z naciskami, z samobójczymi wręcz skłonnościami pilotów, ich niekompetencją, spekulacje na temat ukształtowania terenu i jego wpływu na zachowania załogi. Ostatnio „na topie” jest kłótnia gen. Błasika z kpt. Protasiukiem przed wylotem z Warszawy. Miały jednak miejsce również zdarzenia i okoliczności mniej eksponowane w mediach. Liczne, tzw. zbiegi okoliczności, które towarzysząc od początku zarówno samej katastrofie jak również prowadzonemu śledztwu, zdają się jednak przeczyć całkowitej przypadkowości zdarzenia.

Już na długo przed 10 kwietnia, przy udziale czołowych polityków polskich zaistniały pierwsze, prawie przemilczane przez media fakty. Oto bowiem w dniu, w którym wylądował w Polsce powracający z remontu w Samarze Tu-154M 101, samobójstwo popełnił Grzegorz Michniewicz – dyrektor generalny Kancelarii Premiera. Nie zostawił żadnego listu pożegnalnego, a jedynie wykonał kilka telefonów i wysłał SMS do Tomasza Arabskiego. Treść tej wiadomości jest oficjalnie nieznana. Nie wiadomo czy śmierć pana Michniewicza ma cokolwiek wspólnego z katastrofą polskiego samolotu ale dziwić może zbieżność czasowa i fakt ciszy medialnej po jego rzekomym samobójstwie.

Podobnie nie sposób stwierdzić czy z tą tragedią ma bezpośredni związek to, że w wyniku protekcji Bronisława Komorowskiego, wówczas jeszcze Marszałka Sejmu, ministrem pełnomocnym w ambasadzie RP w Moskwie został Tomasz Turowski. Nową posadę objął on w połowie lutego 2010 roku i od razu zajął się przygotowywaniem obchodów katyńskich 7 i 10 kwietnia. Właśnie z jego osobą związana jest osobliwa, tragiczna w swojej wymowie zbieżność zdarzeń. Biografia pana Turowskiego sprzężona jest bowiem z dwiema największymi tragediami naszego narodu: z zamachem na Jana Pawła II i katastrofą smoleńską. Z doniesień IPN wynika mianowicie, że w latach 1976-1985 był on tzw. „nielegałem”, czyli najgłębiej zakonspirowanym szpiegiem działającym w Watykanie. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że jego obecność w 1981 roku w Stolicy Apostolskiej, oraz w 2010 roku w Smoleńsku nie była dziełem przypadku. Oczywiście, również tu nie można z całą pewnością wykluczyć zbiegu okoliczności...

Również bez znaczenia może być fakt, że najpierw pod koniec stycznia, a następnie 17 marca 2010 roku min. Tomasz Arabski udał się z wizytą do Moskwy, aby w jednej z restauracji, przez dwie godziny prowadzić rozmowy z Rosjanami. Wyjątkowym zrządzeniem losu, właśnie tego dnia Kancelaria Prezydenta wysłała do MSZ pismo informujące, że w uroczystościach zaplanowanych na 10 kwietnia wezmą udział wszyscy najważniejsi polscy dowódcy wojskowi. Minister Arabski nie chce jednak ujawnić treści prowadzonych rozmów utrzymując, że spotkanie miało charakter nieformalny.

Kolejne dziwne sploty zdarzeń ujawnia raport MAK. Mianowicie czytamy w nim, że katastrofie polskiego samolotu towarzyszyło uszkodzenie linii przesyłu energii elektrycznej WŁ-6kW PS Północna. Raport jednak ogranicza się wyłącznie do lakonicznej informacji o tym, że takie zdarzenie miało miejsce. Nie ma ani słowa o czasie, w którym została przerwana wskazana linia, jak do tego doszło i jak długa była przerwa w dostawie energii do odbiorców. Nie wspomina się również o tym, że linia ta zasilała system radiolatarni NDB. Dopiero z informacji zawartych w wewnętrznym protokóle spółki Smolenskenergo, do której należała zerwana linia dowiadujemy się, że uszkodzenie nastąpiło o 10:39:35 (cz. miejscowego) czyli dokładnie 15 sekund przed rozpoczęciem odbierania przez system samolotu sygnału markera dalszej radiostacji prowadzącej. Zgodnie z tym samym protokółem, przywrócenie zasilania nastąpiło o 10:41:11 – dokładnie 5 sekund po katastrofie. Może to nic nie znaczyć, może to być czysty przypadek…

Bardzo istotną rolę w wypadku naszego Tu-154M odegrała bez wątpienia mgła. Dziwne w tym przypadku jest to, że to zjawisko pojawiło się niespodziewanie, wbrew prognozom meteorologicznym i nasilało się do chwili katastrofy, po której natychmiast zaczęło ustępować, aby po godzinie niemal całkowicie się rozproszyć.  Naturalnie znaleźli się świadkowie i eksperci, którzy twierdzili, że jest to częste w tym rejonie. Nikt jednak głośno nie wyraził wątpliwości odnośnie prawdopodobieństwa zaistnienia tego zjawiska i jego krańcowego nasilenia akurat w chwili lądowania samolotu z polską delegacją, złożoną z osób w większości niewygodnych dla rosyjskiego reżimu.

 Mgłę nakręcił polski montażysta Sławomir Wiśniewski, a film został włączony w materiał dowodowy. Można przyjąć za naturalne, że włączył on kamerę i skierował w kierunku, z którego miał nadlecieć nasz Tupolew, ale moment jej wyłączenia jest kolejnym, niebywałym wręcz zbiegiem okoliczności. Otóż koniec nagrania następuje dokładnie na trzy i pół minuty przed katastrofą. Powodem wyłączenia kamery jest, jak twierdzi sam montażysta wyjście na dach pracowników, którzy skutecznie przeszkadzali w filmowaniu. Mało tego, mając kamerę w ręku, słysząc dziwny huk silników samolotu „pies ogrodnika” jak sam siebie określił pan Wiśniewski, nie reaguje w jedyny możliwy sposób, to jest nie zaczyna nagrywać. Oczywiście los jest złośliwy, tak się zdarza... Dwie godziny obiektywnie bezsensownego kręcenia mgły i koniec zapisu tuż przed kulminacyjnym momentem.

Równie zastanawiającą „złośliwością przedmiotów martwych” jest ujawniona w raporcie MAK awaria urządzeń nagrywających, której efektem stał się m.in. brak zapisu łączności pomiędzy kierownikiem lotów i oficerem meteo. Otóż, jak czytamy: „na ścieżce nr 7 (…) szpuli nr 5 brak jest informacji o rozmowach w relacji kierownik lotów – meteo 10. 04. 2010 roku, a jest stary zapis z października – listopada 2009 roku, co świadczy o niesprawności bloków głowic kasujących i zapisujących danej ścieżki”. Podobnie rzecz miała się z zapisem wideo stanowiska pracy kierownika strefy lądowania, który nie został zarejestrowany w wyniku zwarcia przewodów pomiędzy kamerą, a magnetowidem. Dokumentacja fotograficzna również nie została wykonana. Biorąc pod uwagę, że te dowody miały ogromne znaczenie dla ustaleń śledztwa, mamy do czynienia z kolejnym, trudnym do racjonalnego wytłumaczenia, zbiegiem okoliczności.

Mówiąc o pracownikach obsługi naziemnej smoleńskiego lotniska, nie sposób nie wspomnieć, że jak wynika z dokumentów prokuratorskich, jeden ze wspomnianych kontrolerów, niejaki Wiktor Anatoliewicz Ryżenko był oddelegowany z jednostki wojskowej z Twer do pracy na lotnisku Siewiernyj tylko "do czasu zakończenia lotów, 10 kwietnia". Jak się okazuje dowódcą tej jednostki był pułkownik Nikołaj Krasnokutskij...

               Zasygnalizować warto jeszcze dziwny relatywizm Rosjan w wydawaniu pieniędzy. Oto bowiem na wycięcie drzew, wybetonowanie drogi przez sam środek miejsca katastrofy i szczegółowe badania specjalistyczne na zawartość alkoholu we krwi ofiar środki były, natomiast na zabezpieczenie wraku przez długie miesiące nie znaleziono złamanego rubla.

Na koniec, wybuch wulkanu na Islandii uniemożliwił przywódcom światowym wzięcie udziału w uroczystościach pogrzebowych pierwszej pary na Wawelu. Tak bardzo chcieli przyjechać ale cóż... Nieszczęśliwy zbieg okoliczności!

piotryd
O mnie piotryd

Czuję swoją przynależność do cywilizacji łacińskiej, wyrosłej z tradycji Rzymu i opartej na Kościele Katolickim. Cywilizacji, która przyznaje siłom duchowym supremację nad fizycznymi, a od państwa wymaga, aby przestrzegało moralności. Uważam komunizm za zło nieporównanie większe od nazizmu, a to ze względu na liczbę ofiar, na spustoszenie jakie pozostawił w ludzkich umysłach i sercach, a także dlatego, iż do dzisiaj ma swych gorących wyznawców nawet w elitach władzy i mediach. Nie uznaję dorobku postępowej myśli lewicowej i uważam ją za składowisko bezwartościowych odpadków intelektualnych wyprodukowanych przez oszustów i frustratów. Opowiadam się za ewolucyjnymi zmianami, uznaję rynek za jedyny regulator gospodarki, jestem przywiązany do tradycji, wolności jednostki, religii i własności prywatnej. Sprzeciwiam się nadmiernej roli państwa w gospodarce, mam zdecydowanie negatywny stosunek do polityki socjalnej, nie jestem zwolennikiem egalitaryzmu. AMEN

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości